środa, 6 stycznia 2021
Przetańczyć walcem cały rok! - historia Koncertu Noworocznego z Wiednia
Prosit Neujahr! 🥳 Pierwszy post w 2021 roku nie mógł dotyczyć niczego innego niż Koncertu Noworocznego Filharmoników Wiedeńskich, który dla mnie każdego roku jest synonimem jego rozpoczęcia. W tym roku koncert był zupełnie wyjątkowy - w dobie pandemii musiał odbyć się bez udziału publiczności.
Dla mnie, jak zawsze koncert był
wspaniały, nie wyobrażam sobie, żeby pierwszego dnia roku nie słuchać utworów
takich, jak Nad pięknym modrym Dunajem lub Marszu Radetzky'ego, które to są
zwieńczeniem koncertu. Muzycy wykonują głównie utwory autorstwa rodziny Straussów. A wszystko to w towarzystwie wyśmienitych
pokazów Wiedeńskiego Baletu Państwowego. Kilka lat temu, będąc w Wiedniu miałam okazję podziwiać nagrywanie takich pokazów w Hermesvilli, gdzie mieści się wspaniały pałac i park. To, co oglądamy w Nowy Rok, kręcone jest w samym środku lata 🙂 W tym roku tancerze odwiedzili
wnętrza budynku Looshaus (dom wybudowany w 1909 roku w stylu wczesnego
modernizmu, znajduje się na przeciwko pałacu Hofburg, który ponad sto lat temu był bardzo kontrowersyjny - był to pierwszy wiedeński budynek bez zdobień wokół okien...) oraz wnętrza i
ogród pałacu Lichtenstein w Wiedniu. W tym roku dyrygentem był Maestro Riccardo Muti, który filharmonikom przewodził już we wcześniejszych latach. Brakowało tylko głosu i komentarza wspaniałego
Bogusława Kaczyńskiego, który nieodłącznie kojarzył się z tym wydarzeniem, a który zmarł w roku 2016. W rzeczywistości odbywają się trzy koncerty o takim samym repertuarze. Wcześniej ma
miejsce Koncert Sylwestrowy (31 grudnia), a 30 grudnia ma miejsce
koncert próbny.
Poniżej krótkie kalendarium:
1842 - powstanie stowarzyszenia Filharmoników Wiedeńskich
1939 - odbył się pierwszy Koncert Noworoczny
1945 - wprowadzenie do repertuaru walca Nad pięknym, modrym Dunajem
1946 - wprowadzenie do repertuaru utworu Marsz Radetzky'ego
1959 - pierwsza transmisja radiowa i telewizyjna
od 1980 - Złotą Salę Musikverein, w której odbywa się koncert zdobią kwiaty, które rokrocznie są podarunkiem z włoskiego miasta San Remo
1997 - angaż w zespole Filharmoników otrzymała kobieta, harfistka Anna Lelkes
Początki tradycji Koncertu Noworocznego powiązane są z mrocznymi czasami nazistowskimi. Pierwsze koncerty podobały się hitlerowskiemu ministrowi J. Goebbelsowi, który upatrywał w nich doskonałej rozrywkowej propagandy ich ideologii. Na początku trzeba było tylko wymazać historię żydowskiej rodziny Straussów... Historię fałszowano do tego stopnia, że usunięto nawet księgę ślubów, gdzie znajdował się zapis o zawarciu ślubu przez ochrzczonego Żyda Straussa. Na Filharmonikach ciąży działalność w czasie nazizmu. Był czas, kiedy odmawiali historykom dostępu do swoich archiwów, a ponad połowa z członków należała do NSDAP. Później (a nawet i obecnie) Filharmonicy niechętnie przyjmowali do swojego grona kobiety oraz osoby pochodzenia nie europejskiego, tłumacząc, że mają oni inną wrażliwość i temperament, co nie pasuje do charakteru orkiestry.
Biletów na Koncert Noworoczny nie można zakupić w regularnej sprzedaży - każdego roku w styczniu i lutym można przesłać swoje zgłoszenie na stronie internetowej Filharmonii Wiedeńskiej. Wyniki loterii przesyłane są listownie (w przypadku wygranej) oraz drogą mailową, jednak należy pamiętać, że chętnych na udział w koncercie jest mnóstwo i to z całego świata więc szanse na wylosowanie są znikome... Jeśli jednak dołączymy do grona szczęśliwców, swój bilet musimy wykupić. Ceny biletów wahają się od 40 euro (za miejsca stojące) do 1200 euro. Każdego roku wysyłam swoje zgłoszenie w loterii, w której można wylosować miejsce na widowni, może kiedyś się uda... 😊
Oglądanie Filharmoników grających dla pustej sali było niezwykłym i historycznym wydarzeniem. Gdyby na koniec koncertu, podczas napisów nie puszczono aplauzu publiczności, ten widok byłby jeszcze bardziej wymowny. Oby w przyszłym roku każde miejsce na sali było zajęte! 🥂
piątek, 18 grudnia 2020
Tradycja - rzecz (w) święta
Tradycja to piękno, które chronimy, a nie więzy, które nas krępują. Dziś rano robiąc kawę nie wiadomo skąd przyszła do mnie myśl, że to piękno może kiedyś przeminąć. Poczułam dziwny lęk. Stojąc na środku kuchni pomyślałam, że może kiedyś nastać taki czas, że żaden mężczyzna nie przestąpi już pierwszy progu domu w wigilijny poranek (jest taka tradycja odwiedzania domów - pierwszym gościem ma być mężczyzna - przynosi to szczęście na kolejny rok wszystkim domownikom). Bo jeśli zabraknie tych, którzy zawsze to robią, ten zwyczaj umrze, coś zniknie bezpowrotnie. Zaraz później przyszła refleksja, dlaczego jest to dla mnie takie ważne, a dlaczego (o zgrozo) dla niektórych takie rzeczy nie mają znaczenia?
Co to jest tradycja i po co jest nam potrzebna?
Na studiach to słowo odmieniane było przez wszystkie przypadki. Jednak nie ma to być wywód naukowy 😊. Najprościej rzecz ujmując (za słownikiem PWN) tradycja to ogół obyczajów, norm, poglądów, zachowań itp. właściwych jakiejś grupie społecznej, przekazywanych z pokolenia na pokolenie. To ostanie jest kluczowe, ale o tym później. Tradycja (a w raz z nią zwyczaje, obyczaje i obrzędy) nas określa, sprawia, że nie jesteśmy anonimowi, jesteśmy częścią pewnej wspólnoty i do niej przynależymy. Tworzy naszą tożsamość. W pewnym sensie więc, dzięki niej określamy swoje miejsce w świecie, nie jesteśmy znikąd. To też zbiór pewnych norm społecznych, które jako ludzie cywilizowani współtworzymy, które pozwalają się nam odnaleźć i utrzymywać pewien porządek rzeczy.
Tradycja bożonarodzeniowa jest żywa - ulega zmianom, zwyczaje przenikają się ze sobą, są adaptowane do nowych warunków. Zmienia się świat i zmieniają się ludzie, także ci, którzy otaczają nas. Wraz z pojawieniem się nowych osób włączane zostają także nowe zwyczaje (o ile ktoś je ma/kultywuje). Czy przemija? Na pewno, ale to zależy w głównej mierze od nas samych 😉, dlatego tak ważne jest przekazywanie jej z pokolenia na pokolenie. Ja już to nowe pokolenie w domu mam, ma ponad rok, dlatego tym bardziej zależy mi, żeby przetrwało to, co znam od swoich Rodziców, Babci, Prababci (tu zakończę, bo więcej starszych osób rzecz jasna nie mogłam znać, ale te zwyczaje sięgają znaaaaacznie dalej).
Miałam to szczęście, że właśnie takie Święta znam. Odkąd pamiętam urządzane były one w moim wielopokoleniowym domu. Oprócz mnie, mojej Siostry i Rodziców, mieszkały w nim również moja Babcia i Prababcia. A w Wigilię osób było jeszcze więcej 😁. Jak byłam już na tyle duża, żeby pomagać, z samego rana zabierałam się za dekorację stołu. Wyciągałam świąteczną zastawę, obrus, świece, stroik. Tak przygotowany stół czekał na pojawienie się pierwszej gwiazdki (zwykle zaczynaliśmy wieczerzę około 16:30). W tym samym czasie w kuchni Mama z Babcią przygotowywały potrawy, przychodziła również do pomocy Ciocia. Tylko na chwilę, żeby zdążyć wrócić do domu przygotować się do kolacji i wrócić do nas. Nasza Wigilia była liczna i to bardzo! Przychodziła dosłownie cała rodzina - ciocie, wujkowie, kuzynostwo. Do teraz zastanawiam się, jak wszyscy się mieściliśmy - prawdziwa magia świąt! 😁 Dziś Wigilię spędzamy mniej licznie, ale dom nadal od rana pachnie grzybami i barszczem, a ja przyjeżdżam wcześnie żeby ubrać stół i lepić pierogi. Poprzedniego dnia przygotowuję także barszcz oraz bożonarodzeniowe słodkości. Rano odwiedza nas mężczyzna - wujek lub sąsiad, żeby złożyć życzenia i zapewnić domownikom pomyślny rok. Podczas samej wieczerzy obowiązuje (odkąd pamiętam) ważna zasada - od stołu może wstać tylko gospodyni! Aż do czasu modlitwy kończącej kolację. Jeśli ktoś o tym zapomni, w przyszłym roku będą czekać go niepowodzenia. Po skończonej wieczerzy jest czas na rozpakowywanie prezentów, a później przy jedzeniu pstrągów (kto ma na to jeszcze miejsce...?) oglądamy film Kevin sam w domu. Tradycje się zmieniają, pojawiają się nowe, ale nie dajemy zginąć tym, które istnieją.
Non omnis moriar.
Na początku wpisu zadałam sama sobie pytanie: dlaczego tradycja jest dla mnie ważna? Czy pielęgnuję pewne zwyczaje, tak dla zasady, "bo tak trzeba", bezmyślnie powtarzam pewne czynności? Nie, pielęgnuję te tradycje, bo ktoś tak kiedyś robił. Bo ktoś żył i przekazywał je dalej. Bo chcę, żeby ten świat nie przeminął. Robię to po to, żeby Ci wszyscy ludzie, którzy odeszli, byli z nami przy wigilijnym stole. Czy nie po to zostawiamy miejsce dla "zbłąkanego wędrowca"? Ludzie nie umierają, dopóki żyją w naszej pamięci.
Zadałam również pytanie, dlaczego dla niektórych to wszystko nie ma znaczenia? Dlaczego na mój lęk przed zanikiem tradycji parsknęliby śmiechem? Przecież jest tyle rzeczy ważniejszych niż to, kto odwiedzi Cię rano w Wigilię. Na to pytanie nie znam odpowiedzi. Wiem jednak, że mnie przeraża taka pusta, pełna ignorancji egzystencja. Odcinając swoje korzenie stajemy się pozbawionym wody kwiatem w cudzej butonierce.
czwartek, 26 marca 2020
Dominikana - praktyczne informacje, najciekawsze miejsca
- Kraj położony w Ameryce Środkowej na Morzu Karaibskim, należący do archipelagu Wielkich Antyli, zaliczany do strefy klimatu równikowego
- Stolica kraju i ambasada - stolica to Santo Domingo. Informacją, którą warto zapamiętać jest fakt, że w Dominikanie nie ma polskiej ambasady. Państwo podlega kompetencji terytorialnej Ambasady RP w Kolumbii.
- Język urzędowy - hiszpański, jednak Dominikańczycy posiadają swój dialekt, dlatego czasem nawet osobom władającym biegle językiem hiszpańskim ciężko jest zrozumieć lokalną społeczność 😅 W hotelach można porozumiewać się w języku angielskim.
- Religia - głównie katolicyzm i protestantyzm. Kraj zamieszkują również mormoni oraz wyznawcy białego Voodoo (czarne Voodoo dominuje w Haiti).
- Najwyższy szczyt - Pico Duarte (3098 m n.p.m.).
- Waluta - peso dominikańskie, jednak praktycznie wszędzie można płacić dolarami amerykańskimi. My zabraliśmy ze sobą właśnie dolary, a w bankomacie na miejscu wypłaciliśmy niewielką sumę peso (tak naprawdę chcieliśmy wypłacić jeszcze trochę dolarów, jednak na pytanie czy znajdziemy gdzieś taki bankomat usłyszeliśmy od jednej z mieszkanek, że to Dominikana, a ich walutą jest peso, nie dolar! Co oczywiście nie oznacza, że takich bankomatów nie ma 😉).
- Gniazdka - amerykańskie, dlatego należy wziąć ze sobą adapter. My mieliśmy swój, jednak podobno można nabyć go również w większych miasteczkach, a nawet na terenie większości hoteli.
Co warto zabrać?
Podczas pobytu skorzystaliśmy z czterech wycieczek fakultatywnych, ale nie tych oferowanych przez biuro podróży, a znalezionych przez nas i oferowanych przez lokalne biuro, prowadzone przez polskich przewodników - Rico Travel. Pod każdym względem polecam wycieczki organizowane właśnie przez nich! Fachowa wiedza, sympatyczna atmosfera, małe grupy i ciekawy sposób przekazania informacji 😊 W tym miejscu wspomnę, że poniżej brakuje opisu jeszcze jednej wycieczki, tej na wyspę Saona. Saonie należy się zdecydowanie więcej uwagi, a więc i odrębny wpis! 😍
- Półwysep Samana i wodospad El Limon
Po drodze nad wodospad El Limon, zatrzymaliśmy się w punkcie z widokiem na tropikalny las, w którym dominowały palmy kokosowe. To właśnie tam kręcono drugą część filmu Jurassic Park. Malownicze miejsce.
Śniadanie zjedliśmy w maleńkiej knajpce znajdującej się tuż przy plaży Playa Bonita, czyli dosłownie "piękna plaża". Tam też wypiliśmy kawę, która była jedną z pyszniejszych, jakie do tej pory piłam 😋 Bez cukru, z minimalnym dodatkiem mleka, co nota bene dla Dominikańczyków jest zbrodnią. Ja jednak nie przekonałam się do czarnej kawy 😊 Sama plaża nie olśniła mnie tak bardzo, jak inne, które widziałam, a warunki panujące przy brzegu sprzyjają raczej surferom, a nie plażowiczom.
Po dotarciu na ranczo, szybko przebraliśmy buty na szykowne gumiaki (bez których w dalszej drodze byłoby naprawdę ciężko... 😁) i ruszyliśmy do miejsca, gdzie przydzielano nam konie. Są to specjalne konie górskie, przystosowane zarówno do wysokości, jak i dźwigania sporych ciężarów (codziennie dźwigają towary dużo cięższe niż człowiek), jednak jeśli ktoś woli, drogę nad wodospad może pokonać pieszo. Każdy z koni miał przydzielonego opiekuna, a tym samym - my przewodnika. To z reguły młode osoby, żeby nie powiedzieć dzieci, które w ten sposób zarabiają, należy mieć przy sobie pieniądze na napiwek.
Droga nad wodospad była dla mnie przeżyciem ekstremalnym i niesamowita przygodą. Pierwszy raz jechałam na koniu. Pierwszy raz jechałam na koniu pod górę, wąską ścieżką przez las deszczowy, przez rzekę, po śliskich kamieniach, tuż nad przepaścią 😁 Bez dodatkowych zabezpieczeń, bez kasku. Dodatkowo mój przewodnik cały czas pośpieszał konia, tak po prostu, dla żartu. Najbardziej zdumiało mnie, że tak wymagającą drogę (na koniu pokonanie trasy zajmuje około pół godziny w jedną stronę) ci chłopcy pokonują w samych japonkach! A część drogi nawet na boso... I to kilka razy dziennie. Pod sam wodospad prowadzi ścieżka, pełna schodów, którą pokonuje się już pieszo. Istnieje możliwość kąpieli pod wodospadem. My nie skorzystaliśmy, byliśmy i tak cali mokrzy, od unoszącej się od wodospadu bryzy 😊 Po powrocie na ranczo czekał na nas pyszny podwieczorek, podczas którego serwowano typowe dla Dominikany trunki, a na deser - moje ukochane kokosy! 😍 Wycieczkę zakończyliśmy na kolejnej z plaż - Playa El Portillo, gdzie urządziliśmy sobie mały piknik i popijaliśmy rum.
- Stolica - Santo Domingo
Kontynuując wycieczkę po stolicy odwiedziliśmy również najbrzydszy budynek Karaibów czyli Faro de Colón - Latarnię Kolumba i jednocześnie jego grobowiec. Budynek rzeczywiście ma specyficzną architekturę, a na dodatek nie wiadomo, czy rzeczywiście jest to miejsce ostatniego spoczynku odkrywcy, czy może kogoś zupełnie innego... Kwestia badań DNA Kolumba ciągnie się już latami i nie wiadomo czy w ogóle zostanie kiedyś wyjaśniona. A szkoda, czuję jakiś dziwny niedosyt po pobycie tam. Jednocześnie bardzo chciałabym wierzyć, że to rzeczywiście jego grobowiec 😊 Na świecie istnieje jednak wiele grobowców Kolumba, jak w Hiszpanii, we Włoszech i każdy z krajów upiera się, że to u nich znajduje się ten prawdziwy 😊 Prawdopodobnie po śmierci odkrywca podróżował niewiele mniej niż za życia. Po śmierci pochowano go w Sewilli. Po latach szczątki przetransportowano do Santo Domingo, by przez Kubę wróciły znów do Sewilli. Hiszpanie twierdzą, że nie wydali prawdziwych zwłok, mieszkańcy Dominikany, że jego szczątki nigdy nie opuściły wyspy. Podobno sam Kolumb chciał być pochowany wśród Indian. Badania szczątków z Hiszpanii potwierdziły pokrewieństwo z bratem Kolumba, Diego. Szczątki z Dominikany nie zostały przebadane.
- Higüey, plantacje trzciny cukrowej, produkcja cygar
Następnym przystankiem było miasto Higüey , nad rzeką Yuma - główny ośrodek pielgrzymkowy kraju, a nawet całych Karaibów. W mieście znajduje się bazylika o ciekawej architekturze, którą w 1992 roku odwiedził papież Jan Paweł II. W mieście udaliśmy się również na targ, gdzie mogliśmy dokonać zakupów lokalnych produktów, takich jak różowa sól barwiona hibiskusem, wkład do produkcji lokalnego trunku - mamajuany, przeróżne przyprawy, owoce, gałka muszkatołowa czy ekstrakt z wanilii (jest rewelacyjny i kosztuje tylko jednego dolara!).